mikolaj
Znowu dowiadujemy się po fakcie, że ochrony środowiska w Polsce nie ma.
Przede wszystkim, badanie zostało przeprowadzone przez firmę o nazwie “OGÓLNOPOLSKA GRUPA BADAWCZA SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ”. Okazuje się, że 90% udziałów w spółce należy do jednej osoby - Łukasza Pawłowskiego. Co więcej, kapitał zakładowy spółki wynosi zaledwie 5000 PLN, co jest minimalną kwotą wymaganą do założenia spółki z o.o. Dodatkowo, firma jest zarejestrowana w wirtualnym biurze w Warszawie. Te fakty rodzą uzasadnione pytania o rzeczywiste zaplecze i doświadczenie tej firmy w prowadzeniu rzetelnych badań na skalę ogólnopolską.
Szary człowiek by pomyślał, że takie badania w sposób obszerny realizują ministerstwom państwowe instytuty badawcze. To po co w takim razie jest nam ta Polska Akademia Nauk?
Cytat do którego się odniosłem właśnie dotyczył tematu braku kultury. Dla mnie to ważny i zbyt mało prominentny temat w głównonurtowym politycznym dyskursie dotyczącym moderacji. Dlatego o tym wspomniałem. Nie napisałem nigdzie, że bigoteria nie była moderowana na Twitterze lepiej przed zakupieniem Twittera przez Muska – z całą pewnością była. Nie udowodnię ci, że twoje zgłoszenia były nieskuteczne, bo nie wiem co to były za posty które zgłosiłeś.
Nie lubię artykułów tego typu. Nigdy w życiu nie spotkałem osób pasujących do opisu z tego artykułu.
Negatywne stereotypizowanie macierzyństwa jak w tym artykule może powodować, że jeszcze mniej ludzi zdecyduje się na dzieci, których jest obecnie za mało by sprostać potrzebom społeczeństwa. A poza tym, zwalanie winy za wychowanie dzieci konkretnie na matki jest wsteczne w sprawie równości płci.
Treści nienawistne rasowo i wobec gejów są właśnie wśród tych niektórych moderowanych przekazów politycznych. Ale to i tak tam jest robione w sposób zachodniocentryczny, bo np. Marksizm-Leninizm już jest tolerowany. Jak jeszcze miałem konto na Mastodonie, to do strumienia często wpadał mi pewien bardzo popularny tam wychwalacz ZSRR i Chin (5.6K obserwujących).
Natomiast wszelakie ataki osobiste, rzucanie wyzwiskami, obelgami, nieuzasadnionymi oskarżeniami, a także inne szkodliwe działania jak brigading i stereotypizowanie, bardzo rzadko podlegały moderacji jak jeszcze tam zaglądałem. Mastodon Server Covenant o nich nie wspomina.
EDIT: Aha sory, zapomniałem że ty mówisz o Twitterze, nie o Mastodonie. Nie wiem jak dokładnie było z bigoterią i Marksizmem-Leninizmem na przedmuskowym Twitterze, ale myślę że praktycznie tak samo jak jest teraz na Mastodonie. Co do treści obrażających innych i brigadingu oraz stereotypizowania, moim zdaniem też było bardzo podobnie.
Na rządzonym przez poprzednich właścicieli Twitterze mem wklejony przez Muska w odpowiedzi Thierry’emu Bretonowi mógłby zostać usunięty - jako obelga.
Nie wierzę w to. Na Twitterze obrażanie innych jest integralną częścią kultury od kiedy pamiętam. Na Mastodonie tak samo. Moderacja jakości dyskursu w głównonurtowych mediach w formacie Twitterowym sprowadza się prawie tylko do moderowania przeciwko niektórym przekazom politycznym.
Wg badania z 2020 roku 18% postów na Twitterze dotyczących legislatorów jest niekulturalnych.
Dla odniesienia, normalny limit w klasach 1-3 to 25 uczniów (uczennic i uczeńców), co już i tak jest ogromną liczbą, praktycznie uniemożliwiającą indywidualną relację z nauczycielem. A w wyższych klasach wygląda na to, że w ogóle nie ma limitu.
Niestety państwowy system szkolnictwa bardzo idzie w ilość i dąży do przepchanych 30-osobowych klas, a jak w szkole zrobią się małe klasy to się je łączy albo zamyka całą szkołę.
Może to naiwne pytanie, ale skoro o takich wątpliwych praktykach świat nauki wie, to studenci też pewnie wiedzą. Profesor, który je stosuje, wciąż będzie dla nich autorytetem?
Studentów nie bardzo to interesuje, bo sfera kształcenia i sfera badań nakładają się w zasadzie tylko w czasie realizacji prac magisterskich. Studenci często nie mają pojęcia o procedurach publikacji wyników badań, a przede wszystkim o skomplikowanych regułach ewaluacji. Dużo większy udział w badaniach i publikowaniu ich wyników mają doktoranci. I tu w przypadku naruszania norm etycznych szkody są największe. Tych młodych ludzi uczy się, że tego typu praktykami mogą coś osiągnąć. W ten sposób te nieetyczne postawy przekazywane są z pokolenia na pokolenie.
Zanim zacząłem chodzić na uczelnię też naiwnie myślałem, że studiowanie jest bliskie uczestniczeniu w działalności naukowej. Dopiero tam zorientowałem się, że studia to taka skrajnie wydłużona hierarchiczna szkoła zawodowa ustanowiona by wyrobić, głównie na papierze, instutycjonalizacyjne cele dla urzędników brukselskich, a faktyczna praktyka naukowa zaczyna się dopiero na etapie przewodu doktorskiego. Przy czym wiele, pewnie nawet większość, doktoratów w Polsce jest realizowanych tylko w celu uzyskania stopnia i nieraz nie jest potem nawet publikowanych. Przykład: nie jestem w stanie znaleźć w internecie pracy doktorskiej ministerki Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.
Faktycznie, mogłem zalinkować pełny artykuł, który przecież już się ukazał: